Chyba każdy kto zauważa u siebie problem z nadużywaniem alkoholu, prędzej, czy później zada sobie pytanie: czy jestem alkoholikiem? I jest to pytanie przerażające, bo odpowiedzieć na nie twierdząco, to jak przekroczyć Rubikon.

Czy jestem alkoholikiem? O zaletach dzielenia włosa na czworo

Chyba każdy kto zauważa u siebie problem z nadużywaniem alkoholu, prędzej, czy później zada sobie pytanie: czy jestem alkoholikiem? I jest to pytanie przerażające, bo odpowiedzieć na nie twierdząco, to jak przekroczyć Rubikon. Człowiek przestaje być znanym sobie Adamem, prawnikiem, czy Krystyną, programistką, a staje się Adamem, alkoholikiem, Krystyną, alkoholiczką. W rzeczy samej – przerażające! Ale może tego pytania wcale nie trzeba sobie stawiać?

Najważniejsze to się przyznać

Często słyszy się w mediach, od znajomych, niekiedy i od specjalistów, że „najważniejsze to się przyznać”. Bez tego ani rusz! Nijak się swojego życia nie zmieni, a leczenie spali na panewce, jeśli nie postawi się tego pierwszego kroku. Trzeba się przyznać! Ale do czego? Do bycia alkoholikiem? I w dodatku „przyznać się” – jakby to była jakaś zbrodnia. Wszyscy jednak gdzieś to zdanie kiedyś słyszeliśmy i dlatego najbardziej naturalną reakcją osoby, która zaczyna zastanawiać się nad swoim piciem, jest postawienie sobie pytania: czy jestem alkoholikiem? Bo jak już się „przyznawać” to trzeba wiedzieć, do czego i czy słusznie.  Szuka się więc jakichś kryteriów, zasięga rady Internetu lub przyjaciół… Prędko okazuje się jednak, że sprawa wcale nie jest zero-jedynkowa. Na jednym forum piszą, że osiem piw w tygodniu to już uzależnienie, na drugim – że wcale nie. Znajomy lekarz mówi, że to alkoholizm na sto procent, ale jego żona, też lekarka, już nie jest tego taka pewna.

Strasznie dużo zamieszania z tym ustalaniem swojego alkoholizmu… Właśnie – strasznie. Bo przecież krok w krok za niepewnością podąża lęk. Jeżeli bowiem jestem alkoholikiem, to co by to mogło znaczyć? I tutaj w sukurs przychodzą kolejne obrazy z filmów czy krążące wśród znajomych opowieści. Przede wszystkim alkoholik nigdy, ale to przenigdy nie może już sięgnąć po kieliszek. Z tym koniec! Po drugie siada w kółku z nieznajomymi i tydzień w tydzień albo i dzień w dzień przyznaje się światu: „Mam na imię Maciek, jestem alkoholikiem”. Co jeszcze? Pewnie w ramach „przyznawania się”, trzeba by powiedzieć rodzinie i znajomym, że cierpi się na nieuleczalną dolegliwość, która wyklucza z wszystkich imienin, spotkań towarzyskich, wypadów na mecze… W ogóle ze wszystkiego! W każdym razie takiego można nabrać przekonania – od tej pory czeka człowieka dożywotnie wykluczenie. Kiedy inni bawią się w najlepsze, alkoholikowi pozostaje powtarzać smutnym tonem do grupki nieznajomych: „Mam na imię Maciek…” itd.

Czy jestem alkoholikiem? – co za szatańskie pytanie. Chciałoby się nawet trochę nim być, ale trochę też nie być. Odpowiedzieć, ale tak, żeby nie odpowiadać. Jednak znowu znajdzie się jakaś dobra dusza, która oświadczy kategorycznie: nie można trochę być w ciąży i nie można trochę być alkoholikiem! Albo, albo! Nie ma co dzielić włosa na czworo! Nie? A może jednak warto..

“Kiedy mówię, że nie piję, z całą pewnością nie jest to prawda, ale kiedy mówię, że piję, też mogę łgać jak najęty”

Jerzy Pilch

Mam na imię Maciek, nie wiem, czy jestem alkoholikiem

Nie każde nadużywanie alkoholu to uzależnienie. Diagnostyka psychiatryczna też pozwala sobie w tym miejscu na pewne stopniowanie. Na przykład w klasyfikacji chorób i zaburzeń ICD-10 wyszczególnia się zespół uzależnienia od alkoholu i picie szkodliwe. Nie da się więc stwierdzić od wejścia, że osoba, która „pije za dużo” zalicza się do pierwszej z tych kategorii. A z perspektywy tej osoby nawet takie rozróżnianie nie zawsze się przydaje.
Oczywiście, można wyszukiwać symptomy przypisane do każdego z tych zaburzeń i porównywać je ze swoimi zachowaniami, ale z drugiej strony – po co?Wydaje się, że znacznie istotniejsze jest zauważenie u siebie „jakiegoś” problemu z używaniem. To wystarczy, żeby zgłosić się na konsultację do terapeuty i najczęściej podczas takiego spotkania nie jest konieczna żadna deklaracja a propos tego, czy ktoś poczuwa się do bycia alkoholikiem czy nie. Jest jakiś problem – i można o nim porozmawiać.

Właśnie – porozmawiać. Bo poza nielicznymi wyjątkami terapia uzależnień nie pokrywa się ze stereotypowymi wyobrażeniami na jej temat. Na przykład mityczne „Mam na imię tak-i-tak, jestem alkoholikiem” to tradycja grup AA, które są formą samopomocy i nawet nie zaliczają się do terapii uzależnień (pomagają, to fakt, ale mają swój własny system zasad). To, czego najczęściej można oczekiwać po zgłoszeniu się do terapeuty, to po prostu rozmowa o tym, jakie miejsce w życiu pacjenta zajmuje picie alkoholu, czemu służy i co można z tym zrobić. Taka konsultacja to nie czas i miejsce na etykietowanie i piętnowanie, a mówiąc inaczej – na wyciąganie z osoby, która się zgłasza, deklaracji dotyczącej jej alkoholizmu.

To raczej dobra okazja, żeby podzielić się z kimś swoimi wątpliwościami, zamiast trwać w samotnym zmaganiu się z pytaniem: czy jestem alkoholikiem? Sam fakt zgłoszenia się do specjalisty od uzależnień, jeszcze nie robi z nikogo osoby chorej, a taka rozmowa bywa bardziej pomocna, niż żmudne przeszukiwanie Internetu bądź przepytywanie znajomych lekarzy. Często też okazuje się, że kiedy przyjrzeć się całej sprawie bliżej, to jedno szatańskie pytanie w ogóle nie dotyczy sedna problemu, bo prawda leży gdzieś indziej.

Zamiast odpowiedzi, inne pytania

Nikt nie pije dlatego, że jest alkoholikiem. Przyczyny mogą być najróżniejsze i dla każdego używanie substancji pełni odmienną rolę. Jedni ze względu na swoją trudność wolą określać siebie alkoholikami, inni – nie. Ba! Bywa i tak, że po męczących rozmyślaniach ktoś wreszcie „przyzna się”, że jest alkoholikiem i… i nic! W niczym to nie pomaga, niczego nie zmienia. Za to inne osoby przestają się głowić nad tym, czy są uzależnione czy nie i, nawet bez odpowiedzi na to pytanie, zmieniają swoje życie na lepsze.

Z terapią zresztą często tak jest, że przychodzi się na nią z tym jednym jedynym fatalnym pytaniem, które spędza sen z powiek, a po czasie ono traci na znaczeniu, bo wyłaniają się pytania zupełnie inne. Niekoniecznie prostsze, ale ciekawsze i ważniejsze.

 

O autorze

Jakub Wojnarowski – psycholog, certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień. Aktualnie prowadzi terapię indywidualną i grupową dla osób nadużywających substancji psychoaktywnych oraz ich bliskich w poznańskich poradniach.