Gdy zapytamy dzieci, czy złość jest dobra, czy zła, prawie zawsze odpowiedzą, że zła. Jeśli spróbujemy pogłębić temat i zadamy kolejne pytanie: „Czy można się złościć?”, prawdopodobnie usłyszymy: „Nie!”. Ale to nie jest dobra odpowiedź. Dlaczego?

Nie, ja się nie złoszczę

Przekonanie, że złości należy się wstydzić lub ją ukrywać, jest w nas zakorzenione bardzo głęboko. To dlatego, gdy ktoś ją w nas dostrzega, pyta o jej przyczyny lub oferuje pomoc, najczęściej odpowiadamy: „Wcale nie jestem zły” albo – „Nic się nie stało”. A dziecko uczy się poprzez modelowanie – ważniejsze jest dla niego nie to, co rodzic mówi, ale to, co robi. Gdy widzi, że mamę lub tatę po powrocie z pracy ponoszą nerwy, próbuje dociekać, co się stało, pragnie jakoś rodzica pocieszyć. Tymczasem często słyszy: „Nie kochanie, nie jestem zły, wszystko jest w porządku”. Komunikaty docierające do dziecka na poziomie werbalnym i niewerbalnym są sprzeczne. W konsekwencji odbiera ono sygnał, że złość jest zła, więc trzeba ją ukrywać.

Rodzice w gabinecie psychologa przyznają, że reagują w taki sposób, ponieważ boją się utracić w oczach dziecka pozycję bohatera, który ze wszystkim sobie poradzi. Ale czy jest to dobry sposób na budowanie autentycznej relacji z córką lub synem? Dlaczego okazanie trudnych emocji to dla wielu z nas oznaka słabości? Być może – mówiąc językiem analizy transakcyjnej – wynieśliśmy z domu rodzinnego nakaz: „Bądź silny”, stanowiący przymusową normę, popychającą nas do określonych działań. Możliwe, że jako dzieci byliśmy surowo karani, gdy okazywaliśmy złość lub upokarzani z powodu przeżywanego smutku.

Mali pacjenci korzystający z pomocy psychologa często są bardzo zdziwieni, gdy słyszą, że złość wcale nie jest zła, że mamy do niej prawo i że każdy z nas się złości. Niewłaściwe może być jedynie nasze zachowanie pod wpływem złości, np. gdy kogoś obrazimy, sprawimy mu przykrość lub uderzymy. W terapii potrzeba wiele czasu, by mały człowiek nauczył się akceptować swoją złość i przyznał sobie do niej prawo. Tylko wtedy będzie w stanie zrozumieć, że to, co zrobi ze swoją złością, w jaki sposób ją wyrazi, zależy od niego.

Złość mówi: Dość!

Warto odejść od podziału emocji na dobre i złe lub pozytywne i negatywne. Bezpieczniej będzie pozostać przy podziale na emocje przyjemne i nieprzyjemne w odczuwaniu. Np. złość należy do emocji podstawowych – takich, które wyróżniono na podstawie uniwersalnie rozpoznawanej ekspresji mimicznej. Nie lubimy jej doświadczać, ponieważ wiąże się z subiektywnie nieprzyjemnymi doznaniami i wysokim pobudzeniem fizjologicznym. Tymczasem złość jest po prostu sygnałem – informuje nas, że ktoś przekroczył nasze granice, że niezaspokojone są nasze ważne potrzeby, że na coś się nie chcemy zgodzić. Złość daje nam informację: „Dość!”. I w tym sensie może być dla nas bardzo korzystna.

Zadaniem rodzica jest pomóc dziecku w poznaniu i zrozumieniu złości, w oswojeniu jej. Udzielmy mu wsparcia w odpowiedzi na pytania: „Co jest pod spodem mojej złości?”, „Jaka informacja za nią stoi?”. Ważne, żeby dziecko nie winiło się z powodu przeżywania tej emocji, nie przetrzymywało jej w sobie, by mówiło o niej na bieżąco. Dziecko powinno usłyszeć, że o ile może nie mieć wpływu na to, czy złość się pojawi, czy nie, to zdecydowanie ma wpływ na to, co z nią zrobi.

Rodzic jak pojemny magazyn

Aby rodzice mogli wspierać dzieci w konstruktywnym radzeniu sobie z emocjami, muszą sami zastanowić się nad tym, jak przeżywają swoje emocje – np. czy w ogóle i w jaki sposób mówią np. członkom rodziny (w tym dzieciom) o złości, którą odczuwają wobec nich. Spróbujmy zbadać słuszność przekonań, które kryją się za naszą złością. Być może uważamy, że dzieci mają być posłuszne, że powinny nas szanować. Niektórym z nas przypuszczalnie bliskie jest przekonanie, że inni mają się z nami zgadzać. Warto zastanowić się również, jakie myśli wywołują w nas emocje dziecka. Być może mierząc się z nimi myślimy: „Nie panuję nad sytuacją” lub „On/ona ma mnie gdzieś”? Ważne, by rodzice pomyśleli też o tym, co czują i czego potrzebują w tej sytuacji? Może czują się bezradni i chcą, żeby dziecko lepiej radziło sobie z emocjami? Może odczuwają smutek, ponieważ zależy im na lepszej z nim relacji?

W literaturze psychologicznej dotyczącej rozwoju emocjonalnego dziecka wiele miejsca poświęca się empatycznej postawie rodzica. Psycholożka Margaret Mahler, opisując poszczególne etapy rozwoju dziecka, wyróżniła między innymi fazę symbiozy, kiedy to matka stanowi obiekt, który może być pomocny w redukcji doświadczanych przez dziecko stanów frustracji. Mimo, że opisywana faza dotyczy bardzo małego dziecka (pomiędzy drugim a szóstym miesiącem życia), paradoksalnie można stwierdzić, że starsze ma często wobec rodzica podobne oczekiwania, choć oczywiście nie wyraża ich wprost. Rodzic ma przejąć i pomieścić w sobie jego emocje, być „magazynem”, w którym one się gromadzą oraz podlegają obróbce. Następnie oddaje je dziecku w nieco uproszczonej, wewnętrznie przepracowanej formie. Zjawisko to nosi nazwę kontenerowania emocji i jest adekwatne zarówno w relacjach z małymi dziećmi, jak i nastolatkami. Jest to nic innego, jak dawanie dziecku przestrzeni na przeżywanie emocji oraz nadanie im określonego znaczenia, które pomoże dziecku poradzić sobie z nimi w konstruktywny sposób. Chodzi o to, aby rodzic odbył wewnętrzny dialog, wykonał pewną mentalną pracę, pozostając w pełnym kontakcie z tym, co sam w danej chwili odczuwa.

“Nie wmawiaj mi, że moje lęki są głupie. One po prostu są.”

J. Korczak – “Prośba twojego dziecka”

Nie wyciszaj, tylko porozmawiaj

Chociaż złość jest niewątpliwie emocją pierwotną, to równocześnie możemy uznać ją za wtórną, gdyż pod nią bardzo często kryją się inne emocje, do których warto dotrzeć, takie jak: smutek, lęk, rozczarowanie lub żal. Złość jest dla nas istotną informacją – dzieje się coś ważnego, co potrzebuje mojej uwagi.
Złość jest trudna i nieprzyjemna, dlatego zwykle nie traktujemy jej jako daru czy istotnej informacji, tylko jak problem, z którym staramy się sobie poradzić. Rodzicowi trudność sprawia sposób, w jaki jest ona przez dzieci wyrażana. Dlatego próbujemy ją w jakiś sposób wygasić, np. mówiąc dziecku: „Uspokój się!”, „Jak możesz się tak zachowywać?”. Mały człowiek słysząc takie komunikaty uczy się, że złość jest zła i nieakceptowana, a wyrażając ją, można spotkać się z odrzuceniem.

Złości dziecka nie należy traktować osobiście. To pomoże uwolnić się od myśli: „Nie potrafię sobie z nim poradzić”, „Ona w ogóle mnie nie słucha” i skoncentrować się na nim, jego emocjach, które krzyczą, że właśnie dzieje się coś, co jest dla niego w tej chwili bardzo ważne. Pierwszy krok to okazanie akceptacji dla uczuć dziecka i ich nazwanie: „Widzę, że jesteś bardzo zły. Tak zły, że krzyczysz i tupiesz.” Pamiętajmy jednak, że akceptacja emocji nie jest równoznaczna z akceptacją zachowań, które są ich następstwem: „Nie zgadzam się na krzyk i tupanie w domu, ale pomogę Ci poradzić sobie w tej sytuacji.”
Możemy pomóc dziecku w określeniu natężenia danej emocji: np. zapytać czy jest zdenerwowane, czy raczej wściekłe? Pomocne może okazać się także znalezienie metafory dla jego emocji – czy jego złość jest tak wielka, że aż rozsadza je od środka, albo może czuje się, jakby miała wybuchnąć w nim bomba?

Kiedy nazywamy emocję dziecka, odnosimy się do tego, jak ona jest wielka, uczy się ono, że jego przeżycia są dla nas ważne. Doświadcza akceptacji swoich emocji i uczy się, że ma do nich prawo. Jednocześnie, gdy słyszy: „Nie zgadzam się na…” poznaje nasze granice. A kiedy proponujemy córce lub synowi bezpieczny sposób uwolnienia się od niesionej przez złość energii, dziecko uczy się szukać sposobów wyrażania emocji, które będą bezpieczne i akceptowalne zarówno dla niego, jak i otoczenia.

Warto uświadamiać dzieciom, że emocje możemy przeżywać z różnym natężeniem. Gdy czujemy złość w niewielkim stopniu, możemy mówić o irytacji, średnie natężenie złości nazwijmy frustracją, a wielka złość to po prostu wściekłość. Opowiadajmy też o tym, że niektóre emocje okazujemy po to, żeby ukryć inne, np. smutek.

Wielkie wentylowanie

Grając z dziećmi w „bierki z emocjami” umówmy się, że każdy z czterech kolorów bierek będzie symbolizował inną emocję. Gracz, który wyciągnie daną bierkę powinien opowiedzieć o sytuacji, w której tę emocję przeżywał. Rodzina może także wypracować własne rytuały pomocne w wyrażaniu emocji, takie jak wspólny taniec czy „tupiący spacer”.

Rozmawiajmy z dzieckiem o tym, że w różnych miejscach towarzyszą nam różne emocje. Pytajmy je o to, jak czuje się z innymi dziećmi, wieczorem w łóżku, w domu, w szkole, z mamą i tatą, samo ze sobą, z najlepszym przyjacielem. Przypominajmy mu o miejscach, zajęciach i ludziach, którzy sprawiają, że czuje się dobrze. Być może dzięki temu będzie mu łatwiej poradzić sobie z emocjami w sytuacji, gdy nas nie będzie obok. Pomóżmy dziecku w stworzeniu sobie wyobrażenia uspokajającego obrazu – miejsca, w którym się odpręża. Może to być prawdziwe miejsce, w którym było lub wyobrażenie, jakie stworzy sobie w marzeniach. Ważne, żeby dziecko wybrało spokojny moment. Niech zamknie oczy, spróbuje skoncentrować się na uspokajającej scenie i wyobrazić ją sobie w najdrobniejszych szczegółach: kolory i kształty, dźwięki, zapachy. Warto, by zwracało uwagę na to, jaki spokój i odprężenie je ogarnia, gdy rozmyśla o tym miejscu. Im częściej będziemy sięgać w domu do tej techniki, tym łatwiej będzie dziecku przywołać to wyobrażenie w trudnym dla niego momencie.

Kiedy dziecko da w bezpieczny sposób upust swoim emocjom, jednocześnie doświadczając naszej bliskości i obecności, będzie bardziej gotowe na dalszą rozmowę. Wtedy można zgadywać emocję, która skryła się za złością i dotrzeć do niezaspokojonej u dziecka potrzeby akceptacji, przynależności, uznania.

Artykuł został opublikowany w magazynie Newsweek Psychologia, 4/2018.

 

258 katarzyna kaniecka

O autorce

Katarzyna Kaniecka – psycholog, pedagog, ekspert Kliniki Uniwersytetu SWPS.